„W paleolicie nie znano problemu otyłości…”
Spróbujecie to powiedzieć Wenus z Willendorfu, której powstanie jest datowane na 25-28 tysięcy lat przed naszą erą. Dla jasności, właśnie w paleolicie. Znacznie wcześniej niż zaczęliśmy uprawiać zbożna, jeść pszenne bułki i smażyć, że o piciu coli nie wspomnę.
Piszą o tym po to, żeby zwrócić uwagę, że nie tylko jakość jedzenia jest ważna, ale też jego ilość. A to, że coś spełnia ogólne wytyczne tego co PALEO, VEGE czy nawet RAW nie świadczy jeszcze o tym, że jest zdrowie lub można jeść to bezkarnie w każdych ilościach.
Dajmy przykład. Ciasto PALEO znalezione na jednym z blogów (nieintencjonalnie również jest VEGE).
Składniki: mąką z komosy ryżowej, olej kokosowy, zmiksowane daktyle i kilka mniej ważnych składników.
Wartość odżywcza: prawdopodobnie trochę niższy indeks glikemiczny niż tradycyjnego ciasta, nieco więcej błonnika, tyle samo tłuszczu i odrobinę lepsza alternatywa dla cukru w postaci daktyli. Natomiast kalorii tyle samo, co w zwykłym cieście, prawie 500 kcal na każdy kawałek.
Czy takie ciasto nie utuczy, bo komórki tłuszczowe rozpoznają, że jest PALEO (lub VEGE) i postanawiają nie gromadzić nadmiaru energii?
Czy nazwanie ciasta PALEO/VEGE/RAW hakuje nasz metabolizm i sprawia, że spalamy energię 3x szybciej?
Oczywiście, że nie. Każdy nadmiar energii odłoży się w tkance tłuszczowej, zwłaszcza jeśli będzie to połączenie tłuszczu i cukru. Choćby był to najbardziej ekologiczny olej kokosowy świata i daktyle fair-trade tak bardzo, że plantator płakał jak sprzedawał (ze szczęścia).
Nie musisz całkowicie rezygnować ze słodkości i kalorycznych przekąsek, a te bazujące na mniej przetworzonych składnikach są z pewnością zdrowsze i może nieco mniej tuczące. Jednak nadal bardzo łatwo zjeść ich zbyt dużo i zgromadzić niepotrzebny tłuszcz.
Umiar jest ważny. Zawsze.
Zdjęcie Wenus na licencji CC BY-SA 3.0